Całkiem serio

Gdzie jestem jak mnie tu nie ma? Wyjawiam tajemnicę, a nawet dwie.

posted by Marta M maj 23, 2017 1 Komentarz

Ostatnio mocno się przeładowałam i nastąpiło zwarcie…

Przez ostatni rok, miesiąc i dwa tygodnie zasuwałam na najwyższych obrotach. Matka polka całodobowa, od pierwszego pampersa po ostatnią bajeczkę. Wszystkie dni i noce byłam na dyżurze. Stopień trudności pracy pojawiał się wraz z wiekiem. Bunt dwulatki rzucanie się na środku chodnika w najbardziej siarczyste mrozy, wyprawy ala cyganka z jednym na plecach, drugim w wózku i siatkami zakupów. Powiem Wam, że najgorszy moment dla mnie to była kąpiel, bo jak tu samej dwa maluchy ogarnąć? Choć często paradoksalnie najbardziej lubiana, bo wtedy po prostu  oni bawili się na zamkniętej powierzchni płaskiej nieprzekraczającej 1,5m2, a ja sobie spokojnie siedziałam. Czego matce więcej po całym dniu potrzeba?

Ale były już takie momenty, że się poddawałam, że nie chciałam już tej pracy, że czułam że się wypalam, że to macierzyństwo w tym wydaniu daleko odbiega od moich wyobrażeń. Że zmęczenie, frustracja ciągłe krzyki, płacze, że już nie daje rady, że już nie mam się siły bawić, że już nawet nie chce mi się bawić. Te krzyki były dla mnie najgorsze, oni krzyczeli i ja krzyczałam, ale nie na nich, na siebie. Ta złość, że to wszystko znoszę sama i to, że poskarżyć się nie ma komu. A jak M. wracał z pracy, cisza spokój, już posprzątane, pyta co u mnie, to choćbym chciała opisać to co dziś czułam byłoby mi ciężko. Zresztą tak bardzo szkoda było mi tego naszego wyśrubowanego czasu, że już nawet nie chciałam narzekać, bo co by to zmieniło? Teraz jest cisza i spokój.

KRZYK 3

Niestety tylko to co się odkłada zawsze się odbija. Najpierw nie chciało mi się w ogóle chodzić spać, bo ta cisza tak przyjemnie na mnie oddziaływała, a potem nie chciałam wstawać, bo od rana pierwsze co słyszałam to krzyki! Tak KRZYK to moje słowo klucz ostatniego okresu macierzyństwa. Zazdrościłam mojemu T i wszystkim innym kobietom, że one albo spokojnie jedno dziecko do przedszkola oddają, albo do pracy chodzą, albo są tak magiczne i wyglądają jak milion dolców, a ich dzieci na pewno w ogóle nie krzyczą.

TAK- zrobiłam to !

Decyzja z którą nosiłam się od dawna nagle zaczęła być mi bardzo bliska, aż do momentu w którym stała się rzeczywistością. Postanowiłam oddać dzieci do żłobka. Tak- zrobiłam to ! To już się dzieje. Rewolucja to dla mnie wielka, bo nagle w ciągu dnia jest chwila kiedy nikt nie krzyczy. Póki co wygląda to bardzo spokojnie jest to tylko taka doraźna pomoc- wykupiliśmy sobie w miesiącu 50h najmniejszy możliwy pakiet. W pierwszym miesiącu nawet nie wykorzystałam całego, bo zaczęła się akcja pt.”przynieść jak najwięcej drobnoustrojów do domu i zbojkotować żłobek”.W drugim miesiącu też te godziny przepadły. Trzeci miesiąc- akcja ospa, akcja lato i raz dzieci do żłobka oddałam.

Teraz z perspektywy tych niespełna trzech miesięcy widzę ogromną różnicę, widzę jak bardzo potrzebowałam tego oddechu, jak zmieniła mi się perspektywa spędzania czasu z dziećmi. Jeden dzień w żłobku daje mi energię na kilka następnych. Nie przewracam się o własne nogi i nie szukam miejsca gdzie tu głowę przytulić i oczy choć na 3 minutki zamknąć. Jestem z nimi tak na 120%. Lubię ten stan.

Ale jest jeszcze coś…

Nie wiem czy tak szybko podjęłabym decyzję o żłobku gdyby nie była uwarunkowana jeszcze jedną kwestią. Potrzebowałam czasu, ale też nie dlatego żeby poleżeć sobie czy łazienkę w spokoju doczyścić. W moim życiu znów nadchodzą zmiany. Taaam taaaraaatatatammmm… Mama Mutrynkowa poszukuje pracy ! Tak brawo ja. Ciąża na ostatnim roku studiów i decyzja o drugim dziecku wstrzymały mnie przed rozpoczęciem kariery zawodowej. Także te z Was, które śledziły moje posty i obserwowały moją internetową tajemniczość może i coś podejrzewały. Żadna to w sumie tajemnica, raczej usprawiedliwienie mojej nieobecności. Poszukiwanie pracy to ciekawe doświadczenia. Wysyłanie CV do 2 w nocy i spoglądanie na milczący telefon, te przyśpieszone bicie serca jak tylko wyświetli się obcy numer i ten zawód jak okazuje się, że to- kurier. Dobra już nie będę tak dramatyzowała, że tylko kurier do mnie dzwoni.

Także jak nic się nie dzieje to znaczy, że coś kombinuję. Zawsze ;-).

A co u Ciebie :)?

Możesz również zobaczyć

1 Komentarz

Salusiowo 24 maja 2017 at 21:28

🙂

Odpowiedz

Skomentuj