Całkiem serio

Gdzie jest granica między wychowaniem, a rozpieszczaniem?

posted by Marta M listopad 18, 2015 4 komentarze

Dać czy nie dać? Pozwolić czy nie pozwolić? Gdzie postawić granice i kiedy je przesunąć? Ostatnio to najczęściej zadawane w duchu pytania.

Macierzyństwo to najbardziej dynamicznie zmieniający się okres w życiu kobiety. Nim zdążysz wypracować sobie system działania, ono już burzy Twoją wierzę i zmusza do stawiania wszystkich klocków od nowa. Ostatnio moje działania skupione są na istocie wychowania w samej jego kwintesencji. Walki ze sobą, walki z nią, stawiania granic, mówienia nie, buntu, krzyku, rzucania się na podłogę.

Jesteśmy na etapie walki o wychowanie. Kto kogo wychowa dziecko rodzica, czy rodzic dziecko i kto pierwszy podniesie białą flagę. Chciałabym Wam teraz napisać, że jestem super konsekwentna, że znam magiczne triki rodziców jak wychować grzeczne dziecko i być szczęśliwa, ale niestety nie potrafię.
Trzymam się kilku zasad, które ustanowiłam sobie na początku macierzyństwa, nie mniej jednak moja lista znacznie stopniała.

Granice, które przesunęłam w stronę młodzieży.

1. Zaczęłam pozwalać siedzieć dziecku na stole. Do niedawna bardzo mnie to irytowalo i przy każdej próbie stanowczo jej zabraniałam, a w gorszym wypadku łapałam w połowie drogi. Do czasu aż zauważyłam, że przy jej posiedzeniu mam okienko gdzie mogę coś zrobić. Skorzystałam z tego. Najpierw raz, potem drugi raz, przy trzecim razie jak chciałam zabronić wewnętrznie  poczułam, że wysyłam jej błędne sygnały. I tak nam zostało. Ten pierwszy raz pozwoliłam jej bawić się cukierniczka, solniczka i pieprzniczka na raz. Spokój miałam na dorbe 20 min, a sprzątania i mycia na kolejne 40. Teraz ulubione zajęcie to karmienie mamy.

2. Wyrzuca wszystko z szafek. PM trochę się denerwuje jak słyszy charakterystyczny dźwięk upadającej szklanej buteleczki na drewnianą podłogę. Później trzeba się przekopać przez oleje, kaszki i płatki jak chce się wejść do salonu. Na szczęście nauczyłyśmy się sprzątać, więc pod koniec dnia mamy całkiem fajną zabawę w odkładanie na miejsce. Czy powinna tego zabronić? Mówią mi, że tak.

3. Telefon. Uważam, że elektronika w młodym wieku to samo zło, artykuł w newsweeku o tabletowych dzieciach mocno mną wstrząsnął, wizja kilkulatki z nosem w tablecie tracącej kontakt z rzeczywistością to mój senny koszmar. Do niedawna obiecywałam sobie, zero telefonów, tabletów i innych maców dopóki nie nauczy się czytać, pisać i jeździć na rowerze. Ale… Misja po części przerwana. Tableta ma tylko PT i zawsze nosi go przy sobie. Do komputera miałam kilka podejść, chciałam popracować jak Mała sama się sobą zajmuje, ale to trwało max 5 min. Poddałam się, nawet go nie włączam jak ona nie śpi. Tylko ten telefon. Jest ze mną cały czas. Rozmawiam, pisze smsy, czasami strzelę jakąś fotkę. Staram się ograniczyć korzystanie do minimum, z czytaniem, mailowaniem i innymi aktywnościami chowam się po kątach, ale mimo wszytko ten telefon zawsze gdzieś jest i ona go widzi. Jedyne co ją interesuje to galeria zdjęć i jej filmiki na „brum brumach”, ale ona lubi je oglądać tak- kilkadziesiąt razy dziennie. Często „wyrzucam” telefon i zajmuje ją czymś innym, ale cały czas się zastanawiam czy to już ten okres kiedy powinnam zacząć się martwić na poważnie?

A jak Wasze granice? Sztywno ustalone czy już przesunięte?

Możesz również zobaczyć

4 komentarze

Marta M
Marta M 19 listopada 2015 at 22:21

Fajnie mieć taką pomocną rodzinkę :-)! A dziadkowie zawsze rozpieszczaja, zawsze! Nie naprawisz juz ich ;-), ale dobrze że siostrzeńca próbujesz 😉

Odpowiedz
Chichotki Trzpiotki 18 listopada 2015 at 14:03

Ja też kiedyś miałam w głowie bardziej sztywne wychowanie. Teraz u nas jakoś samo tak to się płynnie układa. Miało nie być tableta. Ale jest. Wspólnie z niego korzystamy słuchając animowanych piosenek na YouTube i śpiewając. Może to i „samo zło”, ale to z tych pioseneczek, Blanka nauczyła się paru słówek wymawianych po swojemu, a nie z namiętnie czytanych książeczek. To „kaka” (kaczka) jest teraz jej ulubionym zwierzątkiem bo pokochała ją oglądając piosenkę z kaczuszkami. I nikt mi nie powie, że tak też nie da się rozwijać dziecka wyobraźni i inteligencji. Bo mała przynosi mi ze swojej półeczki z książeczkami, akurat „Kaczkę dziwaczkę” Brzechwy do poczytania. Więc przy dobrym poprowadzeniu i z takich „złych” rzeczy będzie pożytek. Jak u Was z tym rozwalaniem i sprzątaniem. 😉

Odpowiedz
Joanna 18 listopada 2015 at 13:50

Wszystko zależy od dziecka, rodziców… Nie ma czegoś takiego jak granica między wychowaniem a rozpieszczaniem. Czy rozpieszczanie to pozwalanie siedzieć na stole NIE to poprostu błąd rodzicielski i nie można tu winić dziecka, dziecko jest ciekawe poznaje świat. Wychowanie to przekazanie odpowiednich wzorców. Blaty kuchenne to też błąd rodziców na początku zachwyt a później odpukać jakby dziecko spadło to lamet, bo rodzice nie mają wyobraźni i sami szkodzą dziecku. Więcej rozumu i mniej głupoty to dla wszystkich rodziców, a dziecko niech cieszy się dzieciństwem.

Odpowiedz
Gibonikowa mama 18 listopada 2015 at 10:16

No właśnie, ja się też zastanawiam cały czas na ile mogę synkowi pozwalać…

Odpowiedz

Skomentuj