Baby zoneMummy zone

Mamy czas, mamy czas, ale czas goni Nas…

posted by Marta M marzec 16, 2015 0 komentarzy

Marzec, słoneczko świeci, można zdjąć płaszcze, wskoczyć w trampki, pełno rowerzystów, czuć że Warszawa budzi do życia po łaskawej zimie… W tym miesiącu kończymy pół roku, okrągłe 6 miesięcy. OMG. Dopiero przecież w ciąży byłam, pokoik urządzałam, ruchy liczyłam. A tu już przed sobą mam w pełni wykształconego zdrowego człowieczka, który uśmiecha się, jest rozkapryszony jak czegoś chce i wymusza wszystko khymmm, khymm… kaszlem ;-).

Pół roku, okres po niektórym jeszcze niedawno mamy, które nie załapały się na „czwarty kwartał”, musiały zostawić swoje maleństwa i ruszyć do pracy. Już sobie to wyobrażam, jak od narodzin zbierały mleko, modliły się godzinami nad tym laktatorem, podpisywały i mroziły torebeczki, cała półeczka mleczka. Nocne pobudki, bo przecież takie maleństwo cały czas podjada i pora nie ma dla niego znaczenia. Ty budzik na 6.00, śniadanie dla siebie, dla męża, korektor pod oczy, dużo korektoru, ostatnie wskazówki dla babci (o ile masz to szczęście, że babcia może i chce) w gorszym wypadku dla niani. Siedzisz w pracy, na pewni myślisz o dziecku, ale przecież obowiązki, terminy, ludzie, braki, szef, szefowa. Skup się. Praca. Tak sobie wyobrażam, że wyglądałby mój powrót do pracy, przecież Nam mija właśnie pół roczku i gdyby nie cudowny wymysł polskiego rządu, teraz siedziałabym z morką od łez chusteczka, że nadszedł „ten czas” nie czas powrotu do pracy, a czas odcięcia pępowiny i zaufania komuś innemu. Powierzenia twojego bączka w inne ręce. Na szczęście biorę głęboki oddech i zastanawiam się czy zostawienie rocznego dziecka w domu jest łatwiejsze niż pół rocznego? I hope so. Może są tu jakieś mamy ekspertki?

No dobra ale dlaczego mimo tego pięknego marca czuje melancholijny listopad. Zadumana. Marudna. Czepialska. Nie wiem czy to wiosenne przesilenie, czy tysiąc jeden myśli w mojej głowie co tu robić, żeby nie wracać, żebym nie musiała zostawiać tej Małej „samej”. Moje matczyne ego nie dopuszcza takiej myśli do głosu. Dlatego chęć posiadania czegoś swojego, czegoś małego, dającego jednocześnie dużo satysfakcji, jest bardzo silna. Na szali jest jednak ryzyko, postawienie wszystkiego na jedną kartę, z moim zdrowym, racjonalnym, realistycznym podejściem do życia. Bitwa trwa i choć czuję jak czas nieubłaganie przecieka mi przez palce, jestem sama ciekawa co wygra nie tylko bitwę, ale całą wewnętrzną wojnę. Wiem, że już niedawno Wam o tym pisałam, że znów się powtarzam, ale to tylko kolejny dowód na to jak dużo i jak często o tym myślę. Połowinki to kolejny pretekst, kolejny kopniaczek do działania. Jak patrzę na tą mordeczkę to wiem, że warto i wiem, że po prostu muszę.

 

A jak tam u Was mamuśki,  czy dziecko zmieniło Waszą ścieżkę zawodową? A może jesteście na etapie zmian?

Możesz również zobaczyć

Skomentuj