Mummy zone

Ślub vs. wolny związek

posted by Marta M sierpień 4, 2015 4 komentarze

Jak każda mała dziewczynka marzyłam, że do ołtarza będzie prowadził mnie ojciec, a ja będę miała piękną białą suknię i koniecznie długi welon, jak na tych amerykańskich filmach. To był jedyny czas, kiedy rzeczywiście chciałam znaleźć się na ślubnym kobiercu. Więcej grzechów nie pamiętam. Później na długie lata straciłam wenę na ślub. Jak to się więc stało, że zostałam zaobrączkowana?

Teraz uwaga, bo część kobiecej społeczności może się na mnie obrazić, odwrócić na pięcie i już nigdy nie wrócić, ale powiem Wam co myślę. Uważam, że kobietom po ślubie odbija! Że jak już złapią faceta jak byka za rogi to jest już ich na zawsze i na wieczność i już tylko śmierć ich rozłączy. Co się wtedy dzieje z kobiecym mózgiem jak zalewa go fala pewności i wiecznej małżeńskiej nietykalności? Wkładamy tego męża na półkę- na zawsze mój i koniec. Kropka. Finito. Skończyły się szaleńcze lata, kokietowanie, podrywanie, golenie nóg i te wszystkie starania co to dostarczały Wam ten cudowny stan ekscytacji i podniecenia. Bo jak już twierdza zdobyta to koniec gry. Teraz przychodzi czas na samo życie.

Nie pisałabym tak gdybym na własne oczy nie widziała co to całe małżeństwo robi z kobiet i jak to wpływa na ich związek. Jak nagle się zmieniają. Zaczynają tworzyć dziwna hierarchię, budować pozycje, czy kompletnie w drugą stronę zapominają do czego służy tusz do rzęs. Jak już się napatrzyłam na to wszystko, na te małżeństwa i rozwody, wtedy powiedziałam sobie, że ja to NIGDY, że nie ma mowy, że będę sobie żyła na kocią łapę. Tak mi będzie dobrze, bez ślubów i rozwodów. Mamy XXI w. społeczeństwo to zrozumie, a rodzina się przyzwyczai.

W tym moim mocnym postanowieniu dość długo tkwiłam. Wzbraniałam się rękami i nogami. Nawet rozmawiałam z Panem T. żeby on się oby nie wygłupiał i z żadnym pierścionkiem nie wyskakiwał. I co? NIE posłuchał ! Klęknął przede mną na lodowcu wyjął z plecaka pierścionek i zrobił to! A ja zamiast szaleńczego TAK i rzucenia się na szyję zapytała go: „Czy Ty oby na pewno wiesz co robisz?”. Odmówić nie odmówiłam, bo kochałam tego łobuza. Ale TAK też nie powiedziałam, co przez długi czas miałam wypominane. Założyłam pierścionek i dalej pojechaliśmy zjeżdżać na nartach.

Jakiś czas mi zajęło, żeby się do narzeczonej przyzwyczaić, a później nawet mi się spodobało.

A wiecie gdzie był mój problem? Czekałam na jakieś wielkie zmiany, na pierwszy kryzys, na jakąś miłosną katastrofę. Czekałam aż poczuję tą pewność siebie i będę wiedziała, że mogę zacząć odpuszczać, że już nie będę musiała się starać, że przecież ON wybrał MNIE. Chce spędzić ze mną resztę życia. Wszystko załatwione. No i tak sobie czekałam, czekałam i…? Znowu NIC! Nic się nie stało, żaden kryzys ani katastrofa Nas nie dopadły. Śmiem nawet twierdzić, że nasz związek i tak już mocy jeszcze bardziej się ugruntował.

Kolejny etap to ślub. Nie będę Wam pisała, że tak samo się bałam. Że też oczekiwałam zmian już na drugi dzień jak się obudziłam. I że ślubu raczej uważałam za koniec związku niż początek. Wydawało mi się, że małżeństwa są nudne, że nic się u nich nie dzieje, że popadają w stagnację i szybko obumierają.

To był kolejny raz kiedy się myliłam. A bardzo tego nie lubię. Nie lubię przyznawać, że ktoś ma rację. Ale jak już tak się dzieje, to przyznaje. Kiedy na własnej skórze poczułam, że nic się nie zmienia. Że jestem żoną, ale cały czas tą samą Martą. Że mimo upływu lat nie zrezygnowałam ze wspólnego wstawania i śniadań, żeby tylko być razem. Dalej chce mu się podobać, chce go pociągać i chce żeby mi mówił, że jestem najpiękniejsza na świecie. Ale to wszystko wymaga ode mnie ciągłego zaangażowania, dokładnie takiego samego jak przed ślub i przed zaręczynami.

Dlatego teraz jakby ktoś mnie zapytał czy lepiej jest żyć w wolnym związku czy w małżeństwie. Zmieniam stronę barykady i mówię- małżeństwo. Ze względów formalnych, prawnych, społecznych wygodniej jest być żoną. Nasze społeczeństwo nie jest do końca gotowe na wolne związki. Wytłumaczenie dziecku dlaczego mamusia i tatuś mają inne nazwiska nie stanowiło by takiego problemu jak wyjaśnianie tego wszystkiego jego rówieśnikom i reszcie zaściankowej części społeczeństwa. Wolałabym, żeby ono uniknęło dwuznacznych spojrzeń i tłumaczenia się za Nas dlaczego taką decyzję podjęliśmy.

Dlatego w obecnych czasach dla własnej wygody i komfortu powiem, że lepiej się żyje w statusie małżeńskim. A dla związku ja nie widzę żadnej różnicy. I mówię to Wam JA, ponad półtoraroczna żona i mama dziesięciomiesięcznego malca.

Możesz również zobaczyć

4 komentarze

P. 6 sierpnia 2015 at 05:20

Najpierw krótkie wyliczenie: jestem od 5,5 roku w związku, 5 lat mieszkamy razem, a slub wzięliśmy rok temu. Co sie po ślubie zmieniło? Absolutnie nic i absolutnie wszystko. Nie zostawiam sobie furtki w postaci rozwodu, wiec wiem, ze zawsze „musimy” sie pogodzić, wiem tez, ze chce byc atrakcyjna dla swojego męża zarówno w kwesti wyglądu, jak i intelektu oraz, ze seks jest ważny zawsze-niezależnie od stażu i trzeba pielęgnować romans w związku.

Sadze, ze ważne aby wiedzieć za kogo wychodzimy za maź i aby dziecko/ dzieci nie przysłoniły nam całego świata.

PS Bardzo ciekawy wpis.

P.

Odpowiedz
Marta M
Marta M 6 sierpnia 2015 at 10:01

Ostatnie zdanie, bardzo ważne. Trzeba wiedzieć za kogo wychodzimy za mąż !

Odpowiedz
Gibonikowa mama 5 sierpnia 2015 at 14:06

Ja generalnie jestem tolerancyjna – zarówno na małżeństwo, jak i wolny związek. Ale masz rację – małżeństwu w „pewnych sprawach” łatwiej.

Odpowiedz
Magda 4 sierpnia 2015 at 18:05

Ja nie chciałam ślubu. Byliśmy 4 lata razem. 2 lata mieszkaliśmy ze sobą . Miałam 20 lat i stwierdzilam ze kościół i jego wymagania. .. nie . Nie o wiarę tutaj chodzi a o kler a to inna sprawa. Zaplanowaliśmy ślub we wrześniu. Jak do tego doszło też kiedyś się dowiesz 🙂
On chciał ślubu bo zmieniał licznik z przodu a ja chciałam ciąży , dziecka, rodziny. We wrześniu wrzaski zalatwil ism na maj. 29.11 dowiedziałam się , że zostaliśmy rodzicami a końcem lipca na świat miała przyjść wyśniona istota. W tym roku 14 mają minęły 4 lata po ślubie. W niedziele zoska skończyła 4 lata. Czy ślub coś zmienił ? Nie. Z tym odkładanie na półkę. .. mam inne odczucie. Z moich obserwacji wynika,ze jest na odwrót. U nas tak bylo, a pierwszy kryzys przyszedł szybko . Choć to nie kryzys niosący rozwód. Ciągle się o coś spieramy, ale bez tego byłoby nudno. Poza tym wiem ze mam tylko taka rodzinę i musze dążyć do kompromisu 🙂

Odpowiedz

Skomentuj