Nie lubiłam jak ktoś na mnie patrzył tak jakby mnie oceniał. Zawsze bałam się ocen innych. Strach przed innymi sprawiał, że rezygnowałam z tego na co miałam ochotę. Nie lubię tego określenia ale tak chyba było. Byłam trochę jak ta mysz pod miotłą.
Trochę historii
.
.
Pochodzę z niewielkiego miasta. Wszyscy wszystkich znali, a nawet jak nie znali to łatwo było poznać. Wieści rozchodziły się szybciej niż świeże bułeczki. Ploteczki to było ulubione zajęcie większości mieszkańców, a dobry wizerunek w oczach sąsiadów i sąsiadów rodziny to był wyznacznik społecznego statusu.
.
Może nie miałam odwagi, nie chciałam, nie byłam gotowa żeby wyjść przed szereg. A może zawsze w głowie kłębiło się to najczęściej powtarzane zdanie: „A co inni pomyślą”. Choć wówczas nie wiedziałam kim są „inni”, co Ci „inni” mogą mi zrobić, to i tak czułam wewnętrzny strach przed tym co „oni” pomyślą. Ten stan rzeczy trwał wiele lat i chyba mi nie przeszkadzał, bo sprawnie odnajdowałam się w tym tłumie.
.
Później wyjechałam. Studia. Zmiana otoczenia. To było moje pierwsze zderzenie z zupełnie inną rzeczywistością. Tamci „inni” zniknęli. Nikogo nie obchodziło co mówię i co myślę, szybko stałam się anonimowa dla świata. Zrobiłam skok z miejsca gdzie czułam, że wszyscy mogą na mnie patrzeć i kontrolować moje ruchy, do ogromnej przestrzeni, w której nie ma nikogo. Czułam, że po raz pierwszy wzięłam głęboki oddech. Ta wolność zaczęła mi się podobać. A może to nie wolność, a mój sposób postrzegania świata. Teraz ciężko mi to zdefiniować. Ale niewątpliwie była to wielka zmiana.
.
Po co ta zmiana?
.
Początkowo zmiana dla samej zmiany była fajna. Jednak jak ta zmiana nic ze sobą nie niosła przestała być taka atrakcyjna. Nie można długo trwać w jednym punkcie. Bo jak człowiek stoi w miejscu to znaczy, że się cofa. Ta złota myśl była początkiem kaskady zmian. Zaczynając od wyjazdu do Anglii i historii o tym jak oszukałam system, przez zmianę kierunku studiów, do wyjścia za mąż i urodzenia dziecka.
.
Można by myśleć, że głód zmian zostanie sycie zaspokojony. Błąd! Apetyt rósł w miarę jedzenia. A pojawienie się na świecie dziecka stało się kolejnym motorem napędowym do działania. Może to się Wam wydawać dziwne. Ale dopiero przy dziecku poczułam, że odstawiłam moją miotłę w kąt. Tą samą pod, którą przez lata się ukrywałam, a ostatnimi czasy wskakiwałam pod nią tylko w chwilach kryzysu.
.
Jak nie idziesz do przodu to znaczy, że się cofasz
. .
Jednak teraz czuję, że jej nie ma! Zgubiłam moją miotłę. Wymiotłam z nią wszystkie lęki. A tak prawdę mówiąc to nie ja- to ONA. Moja mała pomocnica. Ona ją schowała. Nie pozwoliła mi chować się pod nią nawet w chwilach kryzysu, tylko stawiać czoła wszystkiemu i wszystkim, którzy chcą w najmniejszy sposób zakłócić Nam Nasz rodzinny porządek. Nie boję się mówić co myślę, choć wiem, że z moim zdaniem może większość się nie zgodzić. Teraz większość mnie nie interesuje. Teraz jest tylko Ona. Czuję się silniejsza i podoba mi się to. Mam w głowie multum pomysłów i tylko trochę mniej czasu, żeby je realizować, ale nawet z tym walczę, oszukuję moją dobę, wyciskam z niej maksimum. I całkiem nieźle mi to idzie.
.
.
.
To jedna z ważniejszych lekcji jakie dostałam. Jak nie najważniejsza. Choć zdaję sobie sprawę, że miotła była procesem i nie stało się to z dnia na dzień, to jednak ostatnią pałeczkę w sztafecie podała mi Ona i to dzięki niej dotarłam szczęśliwie na metę.
.
.
A Ty masz swoją miotłę czy już ją wymiotłaś?
.
Jest to kolejny wpis z cyklu „Czego nauczyło mnie moje dziecko”
Jeżeli jesteś blogerem i chcesz się dołączyć, pisz śmiało. Lubię czytać Wasze historie i puszczać je dalej w świat.
Dzielmy się zmianą.
Dobrą zmianą 😉

14 komentarzy
Bardzo ciepły blog. Kolory są idealnie dobrane, chce się przeglądać. Zostałaś polecana i rzeczywiście, jest warto 🙂
Zapraszam do siebie do czytania mojej małej powieści 🙂
http://damawmasce.blogspot.com/
Baaaardzo mi miło :).
Cieszę się, że napisałaś 🙂
Chyba większość kobiet zyskuje niesamowitą pewność siebie po porodzie! To chyba taka nasza dodatkowa super moc 🙂
Nie wiem, czy to hormony nas zmieniają, czy jakaś bardziej skomplikowana magiczna siła w nas wstępuje, ale u większości kobiet odnajduję nowe pokłady energii, jak zostają mamami. I właśnie ta większa przebojowość się pojawia, ta waleczność w kwestii własnego „gniazda”. To jest piękne!
Ja to chyba nie będę oryginalna, ale zdecydowanie moją ostateczną „miotłą” był Anti. Jednak masz rację, to proces długotrwały, a dziecko, to często taka kropka nad „i” w tej przemianie.
Ja to chyba nie będę oryginalna, ale zdecydowanie moją ostateczną „miotłą” był Anti. Jednak masz rację, to proces długotrwały,a dziecko, to często taka kropka nad „i” w tej przemianie.
🙂
Pięknie napisane.
Chyba każda matka staje się odważniejsza dzięki swojemu dziecku 😉
http://www.kolorowe-usta.blogspot.com
Nie udało mi się (jeszcze) przeczytać wszystkich twoich postów, ale … jestem zaskoczona że byłaś w Angli (thx za odnośnik do innego posta). Dlaczego zaskoczona? bo nie słyszałam żebyś wyjechała, poza tym jestem raczej z tych co zbytnio nie interesują się informacjami o innych osób jeśli te informacje nie są właśnie OD TYCH osób. I doskonale rozumiem jak to jest w tej naszej mieścinie (P.) i też sądzę, że wyjazd z P. to jak zderzenie z inną rzeczywistością, dlatego jak czasem wracam do tej mieściny, to mam wrażenie że ona „umarła”, ale to raczej z tego powodu, że 95% znajomych (z tego samego rocznika lub przybliżonego) wyjechała z P..
I nie zaskoczę cię, gdy napisze że Cię podziwiam, bo to już wiele razy słyszałaś.
Ale cóż … dalej cię podziwiam 😀
I śliczną masz tą miotłę, ja mam swoją, w innej postaci ale jak widać, każda miotła u każdego ma swoją postać.
Pozdrawiam
Jestem zaskoczona jest tu ktoś z „naszych” kto prowadzi tego typu bloga ;), oczywiście bardzo miło zaskoczona. Czemuż to się ukrywałaś przede mną?
Ja bardzo rzadko tam bywam, a już ekstremalną rzadkością jest spotkać kogoś znajomego…
I tak w gwoli ścisłości z tą miotłą już się pożegnałam, a Panna J pomogła mi skutecznie ją zutylizować 😉
PS. Bez przesady z tym podziwem 😉
Bo ja musiałam dojrzeć w kwestii bloga, dopiero zaczynam czytać blogi innych osób, szukam swoich upodobań i to jest coś pięknego poznawać historie innych osób.
W gwoli ścisłości, źle napisałam o tej miotle, co innego myślałam, co innego napisałam, ale to twoja „wina” bo na koniec wstawiłaś fajne zdjęci i człowiek na nie patrzy i pisze czasem co innego, albo czasem bez sensu 😀
Masz rację że ekstremalną rzadkością jest kogoś spotkać, dlatego trzeba się umówić ale umówić się z kimś kto też mieszka poza P. to jest podwójna ekstremalna rzadkość!
i pisze serio z tym podziwem, bo też byłam w Anglii i nie dałam rady, z tęsknotą (a nie mogłam wytrzymać już po 1 miesiącu) i oczywiście językiem, tutaj na miejscu niby „coś” się ucze ale to jest nic, niestety. Dopiero teraz jak jedziemy, to moja maruda każe mi udzielać się in english 🙂
Fakt tęsknota była najgorsza, ale były też zaplanowane cele ;-).
A ten temat z angielskim to dobre na mojego posta „czego nauczyło mnie moje dziecko?”- zachęcam 😉
Chyba każda z nas czasem się przejumuje i zwykle nie potrzebnie. Ale z momentem urodzenia dziecka stajemy się znacznie pewniejsze siebie – u mnie tak było. Teraz myślę że śmiało mogę przenosić góry – w końcu jak nie ja to kto 😉
Ja też dzięki Gibonikowi odważniej patrzę na świat :-).
No i o to chodzi 🙂 !