Całkiem serioCiążaMummy zoneZ przymrużeniem oka

Matka szyta na miarę

posted by Marta M październik 8, 2015 3 komentarze

Jak na to patrzycie? Z przymrużeniem oka, jak coś szyte na miarę XXIw., a może na potrzeby marketingu, bo tylko piękno jest w cenie. Czy całkiem serio jak niedościgniony wzór? A właściwie to czym dla Was jest piękno?

Kobiety z natury są piękne i tylko te, które w to nie wierzą mogą być tymi brzydkimi. Kobieta naprawdę musi się postarać, żeby wyglądać niekorzystnie. Matek też to dotyczy. Nie wiem dlaczego w ogóle pomyślałam, że matka to nie kobieta. Może to przez ten szyderczy marketing

Matki w internecie. Widzę dwa typy. Nie wiem czy nie potrafię dostrzec więcej czy te, o których zaraz wspomnę tak podbiły internety, że tym wszystkim innym ciężko się przebić. A może internet lubi tylko skarjności i wyrazistości, a wszystko inne zlewa się z tłem.

Obserwacje, wcale nie level expert

No więc na moim wizjerze są dwa typy: pierwszy typ to te typowe matki co to na głowie mają tysiące obowiązków i nie wiedzą gdzie ręce włożyć. Matka z podkrążonymi oczami, w potarganych włosach, porwanych dresach tudzież męskich szortach, wyciągniętej koszulce i papuciach. Śmieszą mnie te przerysowane, skarykaturowane kobiety i ile razy na nie nie spojrzę to bardziej mam wrażenie, że to stan ducha, niż faktyczny stan fizyczny. Ale… Skądś ten obrazek się wziął. Pamiętam jak dziś moje pierwsze wizyty u ginekologa i zderzenie z ciężarną, kobiecą rzeczywistością. Nie znając tematu ciąży i wszystkiego co wokół niego się święci byłam w szoku i nawet lekko zniesmaczona tym jak wyglądają ciężarne w szpitalu. Typowe matki dresowe, ze zmęczeniem wypisanym na twarzy. Tam gdzie chodziłam nie były to odosobnione przypadki, a raczej zjawisko. Nie wiem, może miałam pecha, bo w innych miejscach z takim nasileniem, już tego nie spotykałam. Ale pierwsze wrażenie pozostało.

Marketingowe piękno, zawsze w cenie

Z drugiej strony pamiętam jak kiedyś wpadł im w oko program z celebrytkami w roli głównej. Nie byłam jeszcze wówczas w ciąży, nawet nie pamiętam żebym z T. była, ale obrazek tych pięknych kobiet wypowiadających się w pierwszym trymestrze „jak modnie wyglądać w ciąży” budził mój podziw. Sama miałam wizję, że zaraz po zapłodnieniu brzuch na drugi dzień przybiera co najmniej jeden rozmiar plus. A one wszystkie takie piękne, takie szczupłe, takie zadbane. Chcę wyglądać tak jak one- pomyślałam.

Ciekawe ile kobiet tak ma. Na ile z Nas działa to marketingowe piękno, gdzie z zazdrością i cieknącą ślinką spoglądamy w szklany ekran. Ciekawa jestem jak kobiety odbierają rzeczywistość przez pryzmat internetów i telewizji. Szkoda, że nie znalazłam żadnych badań na ten temat, bo chętnie sypnęłabym Wam jakimiś liczbami przed oczami.

Rozliczenie rzeczywistości

Jak ja to widzę? Jestem dokładnie pośrodku. Jak zaszłam w ciążę nie myślałam, że „chcę wyglądać tak jak one”. A po prostu chcę wyglądać dobrze i dobrze się czuć w moim zmieniającym się ciele. Ja sama znam się najlepiej i dlatego wiedziałam jaką drogą do tego dojść. Jak to zrobiłam?

Po pierwsze– zaakceptowałam zmiany. Nie rozpaczałam nad każdym kilogramem, choć przyznaje bez bicia, że z lupą wypatrywałam rozstępów, które szczęśliwym trafem mnie ominęły uffff (wydłużyłoby to niepotrzebnie proces akceptacji ;))…

Po drugie– zaczęłam robić rzeczy, które sprawiają mi przyjemność- ćwiczenie i gotowanie- duet idealny. Dużo ćwiczyłam, nawet bardzo dużo jak na ciężarną. Jednak stan fizyczny i psychiczny po takich podskokach na piłce to level max szczęścia. A jak w podskokach brałam się za obiad to kuchnia na okrągło rozgrzana do czerwoności, garnki tańcowały, wyobraźnia niosła smak- fajny czasy i dobra zabawa. Szkoda że nie zapisywałam wszystkich kulinarnych fantazji.

Po trzecie zaczęłam zgłębiać tajniki interneta. Jak się nasłuchałam, że po roku siedzenia z dzieckiem w domu kobieta języka zapomina widziałam, że muszę działać profilaktycznie. Samorozwój- to był strzał w 10. O ile lepiej się czuję jak mogę porozmawiać z ludźmi nie tylko o nowych umiejętnościach mojego dziecka, ale też o hostingach, domenach, cssach, plaginach, tajnikach social mediowych i innych takich internetowych zagadnieniach.

Makijaż? Nie zawsze jest mi potrzebny. Codzienna stylówka? Mam w pogotowiu dres, w którym nie powstydzę się wyskoczyć do piekarni. Ale też staram się nie zapominać o tym dłużej niż na kilka dni. Sama wiem, ile przyjemności dają mi spotkania z innymi mamami, które jeszcze widzą do czego służy tusz do rzęs.

Moje wewnętrzne samopoczucie kształtuje moje piękno. Dobrze się czuję sama ze sobą. Wiem jak zrobić sobie dobrze. Wierzę w siebie. Nie potrzebny mi ten cały mamusiowy marketing. Uważam, że tylko kobieta, która nie wierzy w swoje wewnętrzne piękno może się oszpecić.

Możesz również zobaczyć

3 komentarze

kamila 30 października 2015 at 08:05

jak ja już dojrzałam do decyzji o zmiane koloru włosów to masz!! ładna, ruda i potargana (jestes:))! mi się to tak podoba a z drugiej strony u mnie juz mi się tak znudziło! i znow jestem w kropce:/

Odpowiedz
Marta M
Marta M 30 października 2015 at 10:34

Odwieczne kobiece dylematy 😉

Odpowiedz
Gibonikowa mama 9 października 2015 at 12:04

W łączeniu roli mamy i kobiety jak we wszystkim trzeba znaleźć złoty środek i zachować rozsądek. Mój synek jest dla mnie oczkiem w głowie, ale to nie znaczy, że idąc z nim na spacer nie mogę sobie zrobić delikatnego makijażu :-). Pozdrawiam.

Odpowiedz

Skomentuj