Całkiem serioCiąża

Jesteś w ciąży? Trzymaj się za portfel! Szokujące wyniki ankiety

posted by Marta M wrzesień 15, 2015 4 komentarze

Każdy szkrabek, każdy ten uśmieszek, na który patrzy się co rano i wieczorem i w środku nocy i o każdej innej nieludzkiej weekendowej porze jest wart tryliarda tych złotówek do potęgi milionowej. Ale nie w tym rzecz… Kobieta ciężarna to nie pacjent, którego boli kolano i może poczekać na wizytę u specjalisty do 2020r.

Pomysł na ankietę wziął się u mnie po prostu z życia! Rozmowy z dziewczynami, ich problemy z lekarzami skłoniły mnie do zapytania Was czy zjawisko prywatyzacji ciąży jest powszechne, czy tylko moje środowisko zasługuje na szczególną analizę przypadku. Bardzo się cieszę, że tak licznie przystąpiłyście do ankiety, że nie musiałam rozsyłać ich po mamusiowych grupach, pytać na forach, prosić znajomych, żeby dobić chociaż do 50. Miłe zaskoczenie, bo aż 103 kobitki otworzyły przede mną portfele i dały policzyć swoje złotówy.

Dlatego teraz oddaję się Wam i przez moje analizy i liczydła przepuszczam Wasze odpowiedzi:

Tak myślałam, że większość osób od razu wybiera prywatną ścieżkę opieki i te, które tak zrobiły niemal w 100% nie miały żadnych problemów z umówieniem wizyty. Niestety tyle szczęścia nie miały te mamy, które ruszyły szarpać budżet NFZ.

ankieta

Teraz uwaga owacje na stojąco, bo aż 25% moich ankieterek, nie wydało na ciąże ani ZŁOTÓWKI !

Za to cała reszta, a i owszem i to często pokaźne sumki, nawet te na „NFZ”.

Dolna granica 40zł górna to ponad 1000zł– u mam prowadzących się na „NFZ”

A kobiety, które od razu poszły prywatnie to średnio, podkreślam średnio wydawały- 1500zł, ale tu ceny wahały się od 600zł do ponad 4000 zł za samo prowadzenie ciąży! Później dochodziły koszty badań średnio trzeba doliczyć +500zł. Nawet mamy, które miały pakiety w różnych placówkach płaciły i tu uwaga dokładne wyliczenie jednej mamy, nie żadna średnia- 1938zł.

Teraz będzie ciekawie, bo pytałam Was o różnicę w podejściu do ciężarnej prowadzącej ciążę na NFZ i prywatnie. I tu bez waszych cytatów się nie obejdzie.

„USG na miejscu w gabinecie. Trafiłam raz do przychodni. Ginekolog wyrażał się do mnie śliczna kochana księżniczko. Pił kawę, miał wąsy. Widok patrzącego na mnie za moich rozłożonych nóg i kawie na wąsach nie zapomnę do końca życia. Miał chyba z 70 lat”

„Na NFZ niestety trzeba długo czekać na badania, na wizytę, na wszystko. Jako przykład podam: dzwoniąc w czerwcu, żeby umówić się do endokrynologa (problemy tarczycowe w ciąży) powiedziano mi- brak terminów proszę dzwonić w styczniu”

„Stały kontakt nawet późnym wieczorem, uprzejmość, zainteresowanie, brak kolejek, USG na każdej wizycie”

„Samo traktowanie z szacunkiem, a nie z przymusu”

„Mnie traktowano źle jak leżałam na oddziale, ponieważ personel wiedział, że chodzę prywatnie do lekarza”

„Prywatnie gorzej mnie potraktowano”– jedyna taka odpowiedź- musiałam ją wyróżnić.

To tylko ułamek tego co pisałyście. Było tego dużo więcej i wszystkie niemal, bo ponad 90% jednym głosem pisałyście jak to dobrze było prywatnie się prowadzić, że lepsza opieka, że większa troska, że czekać nie trzeba, że wszyscy mili, uśmiechnięci, nic tylko w ciąże zachodzić i do prywaty wskakiwać.

Jak to w ciąży zdarzają się także te nieprzewidziane sytuacje, niekoniecznie przyjemne. Oto znów Wasze krótkie historie:

„źle robione usg na nfz, lekarz z przychodni nie poinformował mnie o infekcji układu moczowego, nie przyjął mnie bo nie miał czasu, a kolejna wizyta była za kilka tyg i musiałam jechać do szpitala, nie przepisywał leków na grzybice twierdząc że i tak jej nie wyleczę”

„Nie zamierzałam specjalnie szukać lekarza. Poszłam do jakiegokolwiek sadzać, że osoba po medycynie będzie w 100% kompetentna. To był mój błąd, już w 6 t.c. usłyszałam diagnozę, ze w 50% moje dziecko nie żyje. Obecnie ma 3 miesiące 😉 Ciąża była prowadzona oczywiście przez kogoś innego.”

„Brak badania usg przed samym porodem, przez co nie wykryto u mnie zbyt posuniętego rozejścia spojenia łonowego, w konsekwencji podczas porodu chrząstka łącząca kości miednicy rozerwała się i kości rozeszły się. Po porodzie przez 2 miesiące musiałam leżeć bez ruchu i nie mogłam zajmować się własnym dzieckiem. Dodatkowo o bólu przy rozejściu spojenia łonowego chyba nie muszę pisać.”

„Na początku musiałam chodzić prywatnie do ginekologa, bo nie mogłam się dostać na NFZ. Dopiero po 6 miesiącu dostałam się do niego na NFZ.”

„W pierwszej prowadzonej prywatnie brak pomocy w czasie porodu,teraz cała na nfz i jestem bardziej zadowolona z obsługi zobaczymy jaki będzie poród.”

 

Poza samą ankietą dostawałam od Was prywatne historie i tak teraz chciałabym przedstawić Wam 3 z nich.

1.

Historia Magdy. To nie kobieta to superwomen! Jedno dziecko na odchowaniu, drugie w drodze, własna działalność do ogarnięcia i jeszcze blogować zaczęła (wcale się nie chwalę, ale to ostatnie to za moim wstawiennictwem ;-),potrafi to człowiek namówić do złego 😉 ). Mam nadzieję, że nie będzie mnie przeklinała. Zaglądajcie do niej o >TU<

A to już Madzi historia:

„Tak wydaje się tysiące, bo wizyty, bo badania, ale powiem ci jak potraktowała mnie pani w przychodni gdy przyszłam do niej z 40 st gorączki, i w piersi zaczynał robić się ropień. Co usłyszałam? (3 h siedziałam w kolejce)
-Tak jest jak się chodzi prywatnie a potem się przychodzą prosić do żebraków!
-Gówniary za rodzenie dzieci się biorą a potem zawracają mi głowę jak ja kończę o 12 w piątek i chce mieć spokój
– nie będzie pani karmić po zapaleniu? nie powinna pani być matką! nie zasłużyła pani na dziecko!

coś mam dodać?

dziękuję, wolę zapłacić, mieć co miesiąc usg, prywatny szpital z 2 osobowymi salami i łazienką a nie masową porodówkę gdzie na raz rodzi 6 osób, jedna sala do rodzinnego i jak nie wstrzelisz się w czasie to masz problem. Znieczulenie płatne a wszystko pamięta Gierka.
Czy warto płacić? tak. Zapłaciłam za ciążę z zośką, płacę teraz za ciążę z iwem i jeśli bóg da mi jeszcze z 2 dzieci też będę płacić za ciążę i wszystkie badania.

Co ciekawe, ciężarne mają mieć pierwszeństwo w przypadku wizyt np u internisty. 3 razy w tej ciąży byłam w ośrodku, co miesiąc płacę jak dla mnie gigantyczne składki do zusu, i w trakcie tych 3 razy nikt mnie nie przyjął mimo gorączki i ‚wysokiej’ ciąży. Mojej lekarki nie widziałam od 3 lat. Dlatego wolę dokładać się mojej gin do tankowania auta o wartości 3 lub 4 większej niż nasze, a mieć pewność, że moje dziecko urodzi się zdrowe.”

 2.

 Kolejna historia to opowieść optymistycznej Pauliny. Opowieść, ha! To jakiś kabaretowy scenariusz, choć myślę, że jej wcale nie było do śmiechu. Paulina podzieliła się linkiem do swojej historii w ankiecie i jak tylko zaczęłam czytać, co tę dziewczynę spotkało, to nie wiedziałam czy ona tak o sobie pisze, czy coś się jej przyśniło. Już nic więcej nie piszę, tylko wskakujcie do niej o >TU<. Szok!

3.

Chciałabym zakończyć te opowieści pozytywnym akcentem, żeby przez ten wpis nie powstała dziura w państwowych przychodniach i żeby zaraz wszystkie przyszłe mamy nie zrobiły szturmu na prywatne placówki. Historia Pani Kasi to najlepszy dowód na to, że w państwowych placówkach też można zostać godnie potraktowanym, iście w zachodnim stylu. Żałuję, że to jeszcze nie nasz standard, ale głęboko wierzę, że kiedyś będzie!

Bardzo dziękuję Kasiu za Twoją optymistyczną historię!

„26. maja 2014 nasikałam na test i… jest! Tak powstało pierwsze zdjęcie mojego małego mężczyzny. Wtedy nieco przerażona, rozhisteryzowana zadzwoniłam do mamy, a dzień później do poradni ginekologicznej do której chodziłam od lat na badania i te inne sprawy. Ze względu na charakter mojej pracy pierwszą wizytę miałam 2. czerwca. Mimo, że poradnia ma cóż… spore braki sprzętowe nikt nie odesłał mnie z kwitkiem do domu. Dostałam skierowanie na pierwsze konieczne badania, a za tydzień miałam umówioną kolejną wizytę z usg.

Tydzień minął w męczarniach i napięciu, ale nadszedł ten czas i pierwszy raz zobaczyłam na ekranie starego aparatu do usg taką kropeczkę, która później okazała się być całkiem przystojnym chłopakiem. Na tej samej wizycie dr Romanik wręczyła mi przygotowaną przez siebie tabelę z koniecznymi badaniami w danym okresie ciąży, a także kolejne skierowanie na badania, receptę na Torecan i swój nr telefonu pod który całą ciążę mogłam dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Na każdej wizycie (a były one co 2 tyg) było sprawdzane tętno, co drugą wizytę badanie wewnętrzne, co jakiś czas sms z przypomnieniem o regularnym pomiarze ciśnienia i cukru (miałam nadciśnienie i cukrzycę ciążową). Jak już pisałam wcześniej sprzęt w poradni był taki sobie, więc na usg umawiałam się z moją lekarką w szpitalu, w którym pracowała i robiła mi je na profesjonalnym sprzęcie, za co nie wzięła ani złotówki. I tak w cudownej atmosferze upłynęło nam 8 miesięcy, a gdy termin minął umówiłyśmy się na przyjęcie do szpitala tak, aby podczas wywołania to właśnie ona miała dyżur. Niestety, plan się nie powiódł i 2dni później miałam cesarkę. Obyło się bez opłaconych położnych, nabijaniu kieszeni za wszystko lekarzom i płaceniu za szpital czy inne tego typu abstrakcyjne rzeczy.

Podsumowując koszty- 200zł kosztowało mnie badanie prenatalne, na które wybrałam się prywatnie i koszty leków oraz witamin. Lubimy takie ciąże :)”

 

Spodziewałam się, że tak wyjdzie. Wiedziałam, że system nie działa. Bo tak w mojej opinii to system jest zły. To nie Ci lekarze, którzy odsyłają, traktują kobiety „oby szybciej, zamiast oby lepiej” (to też Wasze opinie) są źli. To normalni ludzi, którzy chcą godnie żyć i godnie zarabiać. Oni poświęcają ogrom swojego życia na edukację, a w zderzeniu z rzeczywistością okazuje się, że za pracę od-do 8h dziennie jak większość ludzi przecież pracuje, nie są w stanie w normalny sposób utrzymać rodziny. To ta prywatna praktyka pozwala im na spokojne życie. O ile można nazwać „spokojnym” jak tego życia poza pracą pozostaje tak niewiele. Wyobrażacie sobie polską służbę zdrowia, w której nikt nie kłóci się o pieniądze, lekarze i położne/pielęgniarki zarabiają tyle, że chce się im pracować bardziej, bo nie oszukujmy się to pieniądze są najlepszym motywatorem. Mówi się, że „jak Cię szanują tak Ci płacą”. Przykre, że w polskiej służbie zdrowia płacą tak skromnie.

Wierzę, że będzie lepiej! Nie, nie za mojego życia ale moich wnuczków, a może i już moich dzieci. Chciałabym siąść na bujanym fotelu z gołębią szarością na czuprynie i słuchać opowieści młodego pokolenia jak to teraz jest im dobrze w polskiej opiece zdrowotnej. A wtedy ja człowiek posiadający wszystkie mądrości świata, zwróciłabym się do nich z delikatnym uśmieszkiem i użyła magicznego zwrotu „bo wiecie, za moich czasów…”

Możesz również zobaczyć

4 komentarze

Gibonikowa mama 12 października 2015 at 11:36

Też bym chciała, żeby kiedyś nasze dzieci nie miały już problemów z naszą służbą zdrowia.

Odpowiedz
Paulina 15 września 2015 at 22:59

Kochana, sama czasem czułam się w jakiejś kiepskiej komedii (a może raczej dramacie…), na szczęście pod koniec, gdy już wpadłam w odpowiednie ręce… Film mi się urwał 😀

Odpowiedz
Alicja - o chlopcu i 15 września 2015 at 22:33

Dużo zależy tez od naszego podejścia … Pierwsza ciaza w Irlandii prowadzona na dwa sposoby, przez irlandzka służbę zdrowia plus prywatna Polska pani ginekolog, około 1500 euro … Po kilku latach ciaza w Anglii, na spokojnie bez dodatkowych wizyt, koszt 0 😉 a i stresów mniej 😉 nie miałam czasu sie doszukiwać problemów i ich nie było 😉

Odpowiedz
Magda 15 września 2015 at 20:41

się zarumienilam 🙂

Przykre jest to, że nie wszędzie można liczyć na NFZ. Nie chodzi tutaj już o braki w sprzęcie. Chodzi o to, że mnie było na to stać. Jednak jak pomyślę co musiałabym przeżywać co miesiąc , prosząc się i plaszcząc przed tą panią. .. przechodzą mnie ciarki choć nie jestem raczej strachliwa. ..

Póki co chwalę moją Iwonkę, która nigdy nie zostawiła mnie na lodzie.

Odpowiedz