Baby zoneCałkiem serioOd kuchniZ przymrużeniem oka

Dlaczego moje dziecko jest nieszczęśliwe?

posted by Marta M październik 2, 2015 10 komentarzy

Od jakiegoś czasu próbuję rozwiązać tę zagadkę i nic mi mądrego do głowy nie przychodzi. Może Wy mi pomożecie, jak zaraz wyjaśnię w czym jest problem.

Czas kiedy moje dziecko pójdzie do szkoły wydaje mi się tak odległy jak następne półwiecze. Ale przyznam, że z zaciekawieniem śledziłam dyskusje i projekt ustawy dotyczący jedzenia śmieciowego w szkole. Czekałam tylko na wielki boom, publiczne afery i protesty. Jednak bardzo się cieszę, że mimo oznak niezadowolenia rodziców, przygotowania ustawy „last minute” i buntu młodocianych, śmieciowe jedzenie zniknęło ze szkolnych sklepików. Podoba mi się, że nasz rząd w porę interweniuje w takich sprawach. Bo to, że polskie dzieci tyją najszybciej w Europie to fakt, że co 5 dziecko w Polsce jest otyłe to też fakt! Mam też nadzieję, że dopóki moja córka nie pójdzie do szkoły nic w tej kwestii się nie zmieni.

Nie uważam się za fanatyczkę zdrowego stylu żywienia (aczkolwiek jak PM to przeczyta to się zakrztusi), ale pilnuje tego co jest w lodówce i na talerzu. Nie drżę na słowo gluten i lubię mieć schowany w skrytce słoik nutelli. Ale chipsów i paluszków w Naszym domu nie uświadczysz. Tam gdzie można przyoszczędzić kalorii też chętnie korzystam. Po 20 zamieniam się w „rude zwierzątko” i pilnuję lodówki. Mam kilka zasad, których się trzymam i o które dbam, żeby inni się trzymali.

Jedną z nich jest dawanie dziecku słodyczy. Moje dziecko właśnie skończyło roczek, a z mojej ręki nie dostało nic co ma bliżej nieokreślony skład. Wystrzegam się lizaczków, czekoladek, biszkopcików co to z biszkoptami wiele wspólnego nie mają. Największe kulinarne szaleństwo na jakie sobie pozwoliłyśmy, to „lody” gdzie jej kończyły się na wafelku z odrobiną sorbetu. Soczków i napojów nawet z definicji nie zna, bo u Nas w domu nie ma takich rzeczy. No dobra PM jest największym fanem coca-coli ona czasami gdzieś się przewija.

Przygotowując się do rozszerzania diety u Julki, dużo czytałam na ten temat. Najbardziej utkwił mi w pamięci pierwszy punkt najnowszego schematu żywienia:

„Ty decydujesz co dziecko je i kiedy, ono decyduje ile je”.

Święta racja, to JA decyduję. Póki JA będę miała na to wpływ dalej będę trzymała się moich zasad. Kiedyś słyszałam wystąpienie Pana Pawła Zawitkowskiego, do którego zgłaszają się rodzice z problemem, że ich dziecko nic nie chce jeść poza parówkami. A on zadał tym rodzicom proste pytanie: a kto dał dziecku tę parówkę? Kurtyna.

Za parę lat nie będę miała wpływu na to co je moje dziecko, ale mam dużą nadzieję, że przyzwyczajenia, o które dbam przetrwają.

Teraz pora odpowiedzieć na pytanie o szczęście mojego dziecka? Czy Wy uważacie, że szczęście dziecka mierzone jest ilością kalorii jakie się mu daje? Bo ja mam wrażenie, że większość otaczających mnie tak właśnie uważa. Za każdym razem jak przyjeżdża do Nas dziadek to przywozi jej słodycze: lizaki, czekoladki (co to obok czekolady nawet nie leżały), biszkopciki. Jak przeczytałam ich skład to się za głowę złapałam i w szoku byłam, że niepełnoletni mają w dzisiejszych czasach tak łatwy dostęp do chemii. Jak za każdym razem chowam gdzieś głęboko to co przywiezie, dziadek za głowę się łapie i słyszę jaka to ja #złamatka i dziecku odrobiny przyjemności żałuję. Dziadek to niestety nie jedyny egzemplarz w rodzinie, który tak uważa. Takich Julkowych kibiców jak on jest więcej. Czasami mam ochotę się poddać. Powiedzieć: ok. wygraliście, niech ma, niech zje, a co mi tam szkodzi. Ale zaraz w obronie staje moja charakterna i uparta JA, która głośno krzyczy: niiiieee. To od Ciebie zależy CO ONA JE. I tak patrząc na jej nieskazitelne, malutkie ciałko nie mam sumienia wpakować w nią jak w kurczaka bezwartościowych cukrów prostych. Nooo niieeee! I bez nich ma wystarczająco dużo energii.

Może i zabieram jej tę chwilę przyjemności, odbierając tymczasowe szczęście, ale mam nadzieję że dostaje w zamian coś więcej.

A Twoje dziecko jest tak samo „nieszczęśliwe”?

Możesz również zobaczyć

10 komentarzy

PM 6 października 2015 at 20:45

Potwierdzam:)

Odpowiedz
OhDeerBlog.com 2 października 2015 at 12:59

Kochana, przeczytalas moje mysli chyba! Ja wlasnie mam gotowy wpis, w ktorym tez wspominam o slodyczach w diecie dzieci. Dzieki Bogu, mamy teraz dostep do wielu informacji na temat zywienia, bo za czasów kiedy my bylismy dziecmi wygladalo to zupelnie inaczej. Buziak!

Odpowiedz
Marta M
Marta M 2 października 2015 at 19:43

Czasami mi się zdarza czytać w cudzych myślach ;). Czekam na Twój post 😉

Odpowiedz
Alicja - o chlopcu i 2 października 2015 at 11:56

Dobra czekolada nie jest zła 😉 i przyjdzie dzień, ze i Twoja córcia pozna jej smak …ale jestem za tym, ze im pózniej tym lepiej !mnie straszono, ze jak sie pózniej dorwie to zobaczę ! Nie odpędze itp… Nie prawda ! Mamy swoje dwa, czekoladowe dni w tygodniu, czasami sa wyjątki ale nawet gdy moze jeść do woli jego możliwości sa ograniczone 😉 zaraz prosi o wodę bo go mdli ( teraz ma 5 lat, do roku tez nie znał czekolady, chodzi tu nie tylko o nawyki ale tez o dojrzałość układu pokarmowego ) wiec rób tak jak czujesz, ze jest najlepiej dla Twojego dziecka a gdy bedzie nieszczęśliwa napewno Ci to zakomunikuje 😉

Odpowiedz
Marta M
Marta M 2 października 2015 at 19:45

Otóż to! Wiem, że kiedyś znajdzie mój słoik nutelli, ale niech zrobi to sama ;). Im później tym lepiej.

Odpowiedz
Marta 2 października 2015 at 10:37

Moja córka ma 14 miesięcy i tez w swoim co prawda krótkim życiu słodyczy nie próbowała. Podobnie z sokami… Chociaż tu próbowałam jej dać domowej roboty soczek z malin. Ale przyzwyczajona do wody stanowczo odmawia… 😉
Od mojej babci tez słyszę uwagi typu: „biedne dziecko… Ma już ponad rok i nie wie co to czekolada. Nie wie co dobre” albo od teściowej ” rodzice Ci soczku/cukierki etc” żałują.conajmniej jakby to było faktycznie wyznacznikiem szczęścia u dziecka. Przecież ona nawet nie zna tego smaku, wiec nic nie traci, nie żałuje… Po prostu nie je.
Dodatkowo: jestem z.niej dumna bo wiem, że wujek kiedyś próbował dać jej ptasie mleczko (taaak, nafaszerowac ja tablica mendelejewa… A co!) ale spojrzała z pogardą i nie wzięła. Może to pierwszy krok do właściwych przyzwyczajeń żywieniowych…. Mam przynajmniej taka nadzieje

Odpowiedz
Marta M
Marta M 2 października 2015 at 11:26

„Nie wie co dobre” brzmi bardzo znajomo ;). Reakcja publiczności na odrzucenie takich wspaniałości natury musiała być bezcenna 😉

Odpowiedz
Marta 2 października 2015 at 22:33

W tym momencie „kurtyna, oklaski” show skończone. Miny publiczności, fakt- bezcenne, ja usatysfakcjonowana, a Mała (o zgrozo!) szczęśliwa (jakimś cudem… Bez słodyczy) 🙂

Odpowiedz
Kinga 2 października 2015 at 09:31

Tak bardzo Cię rozumiem. Mój mąż usłyszał od swojej siostry, że nasz syn będzie miał depresję, bo nie dostaje od nas czipsów i słodyczy…

Odpowiedz
Marta M
Marta M 2 października 2015 at 11:29

Ja tez mam depresję jak słucham takich rzeczy.

Odpowiedz