To był ciężki czas, najtrudniejsze były ostatnie miesiące. Od rana do nocy sama z dwójką dzieci. A nie przepraszam, nie sama. Moim nieodłącznym towarzyszem było moje zmęcznie. Taki zwykłe fizyczne, co to ma się ochotę zasiąść na kanapie i stać się niewidzialnym dla własnych dzieci. Psychicznie też przerzucałam ciężkie kamienie, chcąc wewnętrznie krzyczeć, trzasnąć drzwiami, założy czapkę niewidkę, lub iść na klasyczne L4 od domowych obowiązków. Nie tylko ja byłam tym zmęczona, oni też.
Jak tylko trafiła się okazja, żeby wyjechać do Poznania, nie miałam najmniejszych wątpliwości, żeby to zrobić. Czasami zmiana otoczenia wystarcza żeby odpocząć. Szczęście nasze ogromne, że babcia Gosia, żadnych wyzwań się nie boi, a wizja spania na jednym łóżku z córką i wnuczką w ogóle jej nie straszne.
Ostatni raz w Poznaniu byłam… Jak Polska jeszcze do Unii Europejskiej nie należała. Powinna zacząć tę historię od klasycznych słów dawno, dawno temu. Niewiele pamiętam z samego Poznania, bo wtedy nie rekreacyjnie, a sportowo byłam. Jako dziecko najbardziej zapamiętałam Maltę. Nie wiem na ile to było podświadome z mojej strony, ale to właśnie tam w pierwszej kolejności zabrałam moje dzieci.
Jak już dotarliśmy i stałam sobie nad tym pięknym maltańskim jeziorem, podziwiałam widoki, biorąc głęboki wdech, nagle ciszę przerywa babcia mówiąc „Jeszcze niedawno sama tu biegałaś, a teraz dzieci swoje zabierasz”. W sekundzie poczułam przyśpieszone bicie serca, sentyment, euforię, powróciły wspomnienia i poczułam dumę, że tak, że właśnie tak jest, że najpierw ja, a teraz oni. Piękne to. Przez te lata dużo się zmieniło na Malcie, ale urok cały czas pozostał ten sam. Unowocześniony tor saneczkowy, udana modernizacja i piękne tereny w około toru. Nad samym jeziorem tuż przy tafli kaczki na pewno ucieszą się z kawałka chleba. Plac zabaw, dmuchańce, siłownia, krzywe zwierciadła, wszystko oplecione malowniczą roślinnością. Wypożyczalnia czterokołowych rowerów to fajny pomysł na aktywne spędzenie czasu. Choć aktywności nad jeziorem jest pod dostatkiem. Sam spacer na drugą stronę to przyjemna sprawa, zwłaszcza jak się zalicza przystanek na naturalnych lodach i próbę podejścia do parku linowego. Rzucanie kamyczków do wody i podziwianie szumu wodospadu to kolejny obowiązkowy punkt na maltańskiej mapie. A jak już uda się dostać na drugą stronę to nic tak nie orzeźwia jak wodna huśtawka. Spadająca ściana wody przy dużej mierzącej kilka metrów wzwyż huśtawce robi bardzo fajne wrażenie. Jak się ma czas i już się jest po tej drugiej stronie to grzechem byłoby ominąć termy poznańskie i cały aqua park. Dla najmłodszych przejazd zabytkową wąskotorową ciuchcią wprost pod bramę nowego zoo sprawi nie małą frajdę.
To było cudowne piątkowe popołudnie. Ja, babcia Gosia i dwoje dzieci, bez pośpiechu, bez planu tylko relaks w wersji super slow. To było mi potrzebne. Na takim wyjeździe człowiek wypoczywa bardziej. Malta pochłonęła Nas na tyle, że do hotelu dowiozłam śpiącą gromadkę. Najsłodszy widok jaki można sobie wyobrazić.
Kolejne dni nie zapowiadały się mniej intensywnie. Ekipa Blog Conference Poznań raczyła odsłonić przed wszystkimi, najgłębiej skrywaną wiedzę blogosfery. Poczęstowała Nas prelegentami tymi najlepszymi z najlepszych, którzy nie bali się trudnych pytań. Świeży umysł, pozytywne myślenie i otwartość na rozmowy, to coś co koniecznie trzeba było zapakować ze sobą do torby. Chętnych do dyskusji nie brakowało. Ilość wymienionych uśmiechów, doprawiła mnie o nowe zmarszczki. W całej przygodzie moim nieodłącznym kompanem był mój synu, który sprawował się tak jak dżentelmen powinien się zachować, grzecznie, nie przeszkadzał, nie pośpieszał, był, obserwował i także wymieniał uśmiechy. Energetyzujący ludzie, powiew wiedzy, garść śmiechu, szczypta słodyczy to wszystko to smak Poznania, które odkryłam przez ten weekend.
Piękne miasto, malownicza Starówka, klimatyczny Stary Browar, piękny skwer przy Teatrze Narodowym, z samych widoków płynęła pozytywna energia, tak, że człowiek czuł jak ładuje się jego akumulator. Ten czas był mi potrzebny, był nam potrzebny. Wróciliśmy jakby odmienieni. A może to tylko Poznań rzucił na nas swój czar? Nie szukam odpowiedzi. Po prostu było pięknie.
Sukienka do kamienia- Cool Mama
Chusta, nosidło- TULA
9 komentarzy
Cały dzień z dwójką takich maluchów to nie lada wyzwanie!
A czy planujesz w najbliższym czasie jakąś opiekę dla swojej starszej córki np. żłobek, bądź jakiś taki klubik? Nie wiem dokładnie ile miesięcy ma córka? Ale dopiero niedługo będzie kończyć 2 latka?
Ja jestem obecnie w 20 t.c. i mamy już 20 miesięczną córkę i jak miała 18 miesięcy zaczęła chodzić do małego, osiedlowego żłobka i bardzo jestem zadowolona. Córka poszła tam, ponieważ jak byłam z nią w ciąży miałam 2 poważne problemy – krwiaki podkosmówkowe oraz niewydolność szyjki macicy, przez co 3/4 ciąży przeleżałam i obiawiałam się, że z kolejną ciążą będzie tak samo.
Poza tym, szczerze mówiąc, ja sobie nie wyobrażam na dłuższą metę opieki nad taką dwójką maluchów, więc jak się maluch urodzi też będzie trochę łatwiej, gdy córka t parę godzin wyszaleje się w żłobku. Ale wiem, że są mamy, które nie wyobrażają sobie posłać swojego niespełna dwuletniego malucha do jakiegoś innego miejsca i je również rozumiem. Każdy ma inne emocje oraz podejście.
Pozdrawiam!
Hej Aneta nie miałam takiego założenia, żeby posłać Mała do żłobka, ale powiem szczerze, że w tym tygodniu złożyłam wniosek do państwowego ;-). Zobaczymy co nam powiedzą, ale prawdopodobnie zaraz pójdzie do żłobka ;-). A Mała będzie miała pod koniec września 2 lata 🙂
Ja naprawdę polecam! Jedyną wadą są oczywiście choroby, ale póki co, nasza córka chodzi 2 miesiące i nic poważnego nie złapała, poza lekkimi katarkami.
Pozwolę sobie napisać jak to jest u nas: Moja córka chodzi na 5,5 h – zaprowadzam ją na 9.30 a odbieram ją o 15.00. W tym czasie ma każdego dnia, jakąś rytmikę, muzykę, angielski w formie muzyki i śpiewania przez panią; tańce, gimnastyka prowadzone przez Panią opiekunkę. Te zajęcia trwają króciutko, jakieś 15-20 min. Maluszki się bawią potem na sali, a później, jak pogoda dopisuje idą na dwór, na spacer, do piaskownicy, bądź na plac zabaw. Po tym jest obiadek i spanie. Moja córka śpi tam 1,5 h tak do 14.00. Do 15.00 się bawi, a w między czasie zjada jakiś zdrowy podwieczorek.
A dzieci jest tam maksymalnie 15.
Na początku bardzo się stresowałam, aklimatyzacja do pełnych 5,5 h trwała jakieś 3 tygodnie, a teraz jest super. A na początku tez było dobrze, bardziej ja przeżywałam a córka ładnie wchodziła w nowy rytm.
ALe też wiem, że dziecko musi mieć w sobie otwartość, odwagę by ładnie się tam zaaklimatyzować i by było zadowolone, ale pewnie w większości dzieci sobie dobrze radzi.
Czekamy zatem na wieści jak się sprawa w tej kwestii będzie u Was miała.
Ps. z tego co wiem w państwowym żłobku dzieci jest chyba więcej w grupie – tylko taka różnica.
Aneta dzięki wielkie za wszystkie rady 🙂 ! Jak będę już „po” to dam znać 😉
Cudne zdjęcia z Poznania. Lubię to miasto, choć to mój drugi raz tam :)! O tym, że szacun wielki za Twój spokój i opanowanie sytuacji już pisałam. Dzielne Mutrynki 🙂 Btw. to najbardziej zajebista kiecka do karmienia jaką kiedykolwiek widziałam!
Kiecka jest super! Autorce należą się gromkie brawa i nagroda specjalna od matek karmiących 😉
Zazdroszczę i gratuluję udanego wypoczynku 🙂
Powtarzam po raz setny -babcia Gosia jest najjj!
Mam dla iwura taką samą tulę
Bez tuli się nie ruszam! To absolutnie mój ulubiony gadżet :-).
A babcia Gosia wiadomo 😉
Piękne dziewczyny w kręconych wloskach, babcia i maleństwo…
Każdy z nas potrzebuje takiego czasy wytchnienia…